Wramach akcji streetworkerzy zachęcają wszystkich, którzy spotykają osoby bezdomne, by zamiast dawać im pieniądze czy jedzenie skierowały je do noclegowni, która mieści się przy ul. Zagłoby 3 w Radomiu. Streetworkerzy czekają tam na bezdomnych od poniedziałku do piątku od godz. 14 do 18. Można też zadzwonić pod numer: 532 316 029 od poniedziałku do piątku od godz. 10 do 18 i poinformować o miejscu przebywania bezdomnego.

– Chcemy obalać stereotypy, że jeżeli bezdomny stoi pod marketem, to on tak po prostu musi. Wystarczy, że osoba, która wychodzi ze sklepu i chce dać pieniądze, bułkę, albo zrobić zakupy, przekieruje osobę bezdomną do nas, a my wystawiamy skierowanie do jadłodajni. Jedynym warunkiem, jaki trzeba spełnić, jest trzeźwość. Z tą osobą będziemy chodzić do jadłodajni i wyrabiać w niej nawyk zjedzenia ciepłego posiłku. Nasi podopieczni przebywają w pustostanach, na ulicach, w warunkach tragicznych. Nie ma tam wody bieżącej, nie mogą sobie z tych względów nic ugotować. Informujcie osoby bezdomne, aby do nas przychodziły po skierowania. Bardzo nam zależy na pozyskaniu nowych osób, które są gdzieś na obrzeżach miasta, a które nie przychodzą po pomoc z rozmaitych względów, może to być wstyd, nałóg, czy choroby, więc my wychodzimy – zachęca Dagmara Kornacka, streetworkerka CDR.

Streetworkerzy zrobili rozpoznanie w terenie. – Na razie wytypowaliśmy 10 osób, ale mamy nadzieję, że będzie ich więcej. Będziemy wystawiać skierowania na miesiąc i przez ten miesiąc pilotować te osoby, żeby systematycznie korzystały z jadłodajni. Teraz jest pandemia. Ubolewamy nad tym, że nie mogą usiąść przy stole i zjeść. Będziemy obiady zabierać w pojemniki. Nie ma innej możliwości. Wycieczka do jadłodajni jest też okazją do rozmowy, dłuższego kontaktu i dawania im impulsu, by zmienili swoje życie – tłumaczy D. Kornacka.

Pod opieką streetworkerów jest 107 bezdomnych. Z jadłodajni korzysta obecnie niewiele osób.

– Przemieszczamy się po mieście, odwiedzamy pustostany, patrolujemy miejsca, gdzie wiadomo, że można spotkać osoby bezdomne, czyli okolice dużych marketów, dworca PKP i zachęcamy do skorzystania z pomocy. Dla nich sama perspektywa dialogu z kimś z zewnątrz ich środowiska jest atrakcyjna, więc chętnie wchodzą w dialog – mówi streetworker Maciej Felis, który pracę z osobami nie mającymi dachu nad głową rozpoczął w grudniu ubiegłego roku. – Na początku obawiałem się tej pracy, bardzo demonizowałem te osoby, ale teraz – jak już do tego przywykłem – to wiem, że to są osoby jak każde inne, tylko z większą ilością problemów, z którymi muszą się na co dzień borykać. Próbujemy dociec do źródła problemu, odnowić ich kontakty z rodziną, żeby krok po kroku wydobyć je z bezdomności. Wiadomo, z różnych względów czasem ciężko przebiega ta współpraca, ale pozostajemy w stałych kontaktach i robimy, co możemy – dodaje M Felis.

 

Źródło: Marta Deka / Gość Niedzielny

Skip to content